Spijam łzy z ołtarza epickich miłości,
język skurczony nie karmi mnie lukrem.
Pierwotny zamysł spisania ksiąg ludzkich,
odrzucam ku falom nieskończoności.
W porywach skupienia myśli niejasnych
wędruje po chmurach niebios wszechstronnych,
a za mną poświata cieni tak licznych,
iż zgubić we mgle tłum ten tak trudno.
Logika niecną nauką wszechświata,
jak wąż w Edenie podsuwa mapy
w gąszczu ich utknąć nie iście sztuką,
Robinson wysp nie zaznał końca.
Kreślę korowód gwiazd wschodów słońca,
nie wiem gdzie jestem, ot ma utopia.
Pewnego dnia, lecz nie o tej porze
skończę pejzaże piórem malować.
Zdjęcie: Sinonimi Contrari
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz