31 maja 2024

Oświecony

nad brzegiem słońcem złoconej Niagary
wpatrzony w błękit toni przejrzystej
odkrywam magię piękna natury
karmię ambrozją duszę i ciało
po stokroć dziękuję naszemu Stwórcy
za dar odkrywania pejzaży świata
światłość rozdaje tak bogobojnie
od wysp maleńkich po szczyty w Alpach
ilekroć smutek kraje me serce
to wiem na pewno iż gdzieś jest weselej
miłość triumfuje z kolejnym świtem
a zmierzch wnet przyniesie spokój i ciszę

28 maja 2024

Somalia

I znów serce krzyczy gniewem
ból rozrywa wnętrze duszy
spoglądam w oczy dzieciątek drobnych 
gdzieś zapomnianych w biegu świata
ludzkość upadła u wrót piekielnych
prawość w milczeniu gdzieś potracili
widzą mamonę za ludzkie krzywdy
szkieletów dzieci nikt już nie zliczy
gdzie sprawiedliwość pytam sam siebie
miłość umarła w pustynnej burzy
dźwięk karabinu i czołgów tak wielu
niosą wciąż śmierci wojenne zgliszcza
czy mnie zrozumiesz szary człowieku
czy pojmiesz ludzi otchłań zwątpienia
ekran wciąż niesie mroku przekazy
układam w puzzle apokalipsę

2000 sądnych dni ostatnich

po stokroć wyrocznie gnębią mnie
dmuchane bajeczki ciągle drwię
a ślepy ślepego ściąga w dół
dat tyle aż brakuje tchu
nikt dziś nie zna godziny tej
a przyjdzie jak złodziej w porze swej
nie poznali znaków więc
na drobne rozmieniają się
kapłani szydercy
szkodą znów
nikczemni zachłanni
jad ich ssie
nie znają wszak Boga
świątyni swej
znów karmią cię słowem
ludzkich ust
nie czuły na słowa wielu żmij
wciąż zdzieram ich maski fałsz się tli
skandale już co dzień płonie krzyż
a kto jest dziś godzien kradną go

Narnia

odbyłem podróż poprzez mrok
wód nieznane oceany
szukałem głębi własnego żywota
gwiazdy tejże jednej na niebie
porwał mnie obłęd własnej fantazji
tam prawdy w labiryncie szukałem
a nikt nie wskazał drogi do prawdy
złotego klucza do rajskich wrót
kłamstwem splamione serce
niegodne strof wszelkich wylewać
na oślep wiatrem niesiony w dal
i tylko cisza martwa wśród skał
lecz nastał świt dnia powszedniego
a blask słońca jego mnie zabrał
azymut wskazał aury miłości
na przekór wszystkim demonom zła
tam pośród łąk hen górzystych hal
pośród świadectwa wiary kropli czystej
serc prawdziwej miłości zbawienia
kamienna płyta oddaje hołd
i ten który chroni w bieli szat swoich
królewskich uwolnił mnie
wskazał iż można inaczej żyć
kochać marzyć nadzieję w sercu zostawić
zamknąć na klucz wrota ciemności
oddalić widma losu ślepego
a sercem podzielić z innymi
tak mnie podobnymi
bo jest nas wielu
zbyt wielu.......

Psychoza

nietomny głos
w orzechu trąd
rozkwaszona jaźń
słyszy znów szept
demonów szmer
skołowany wnet
żyje jak mnich
specyfik shit
nie daje lepszych dni
czy noc czy dzień
różnicy brak
pasy dręczą wciąż
i cóż i nic
pęka mu skroń
oni wiedzą to
zamknięte drzwi
brak klamki w nich
nie znaczysz nic