O jesieni matko poezji,
dałaś natchnienie, a teraz słuchaj.
Pożółkły liście w lasach gdzie piszę,
odkryłem siebie i swoją ciszę.
Dałaś mi ulgę w chwilach zwątpienia,
twe ciepłe dłonie wiatrem niesione.
Słowa na kartce są dziś pokłonem,
unoszę w dal oczy zmęczone.
Dotykam sumień a w środku płonę,
czyż ukojeniem nie są te wersy?
Jesteś lekarstwem dla uciśnionych,
mieczem tej prawdy, która wyzwoli.
Ja niczym ciągle wzgardzony,
nie rozumieją natchnień jakże złożonych.
Cała prostota w zdaniach ukryta
nie liczba strof a przekaz wzywa.
Jestem znów tutaj inny nie będę,
dzisiaj tu ciałem, lecz wkrótce duchem.
Pyłem się stanę na ludzkich drogach.
Co pozostawię? Może te słowa.
Dave Ventor
Zdjęcie: www.alinefromlinda.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz