I szedł ten szary człowiek
w ognisty światła płomień.
Czymże jest ludzka litość? Pogardą?
Szli tysiącami w marsz u milczenia
głodni, samotni do zatracenia.
Wielu z nich już nie wierzyło, że
ujrzą jeszcze swą dawną miłość.
Córki, synowie, matki, ojcowie
cale rodziny zabrane sobie.
Bez imion, nazwisk, stłumione łzy
tylko numery w pamięci ich.
Druty kolczaste, krwawiące rany
stoją znów murem, kolejne strzały.
Niektórzy jeszcze ślepo wierzyli
w to, co im inni o nich mówili.
Wciąż zapewniali, wciąż uśmiechali,
kłamstwa na wiatr ciągle rzucali.
A w głowach jedna była ich myśl,
całe narody tym ogniem stlić.
By nikt nie pamiętał śladu ich krwi
ich bohaterstwa, walki o byt.
Uciekam czasem do tamtych dni,
gdzie żywot ludzki nie znaczył nic.
Gdzie ludzie życie swe poświęcali
aby, ci młodzi świat dziś poznali.
Gdzie ludzie życie swe poświęcali
aby, ci młodzi świat dziś poznali.
I odkrywali, i pamiętali tych,
którzy wolną Polskę nam dali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz